piątek, 11 kwietnia 2014

I część



Nigdy nie lubiłam ciemnych zaułków. Być może to przez filmy i książki straszące przed niezwykłymi istotami, albo psychopatami. Dzisiaj musiałam pójść do miejsca, które przerażało mnie jak jeszcze nic innego. Ciemna uliczka zaczęła powoli się zwężać a światła latarni z głównej ulicy były coraz bledsze. Przed sobą widziałam tylko ciemność. Po paru minutach nie widziałam nic. Szłam przytrzymując się ścian budynków, żeby nie zabłądzić. W końcu poczułam znajomy odór zgnilizny i metalowe drzwi pod opuszkami palców . Dobrze wiedziałam jak je otworzyć. Gdy byłam tu po raz pierwszy dostałam klucz. Od tego czasu noszę go przypiętego do bransoletki, ponieważ nie chciałam go zgubić, a może po prostu się bałam. Zdjęłam biżuterię z ręki i powoli otworzyłam drzwi. W środku było ciemno, tylko gdzieś w oddali było widać lekką poświatę. Z lekkim wahaniem ruszyłam w stronę światła. Zawsze gdy tutaj przychodziłam pokój wyglądał trochę inaczej, ale dzisiaj nie przypominał tego co zawsze widywałam. Na środku stał okrągły, drewniany stół a wokół postawiono sześć krzeseł. Pięć było zajętych. Lekki blask wydobywał się ze świecznika postawionego na środku. Gdy tylko zdążyłam przyzwyczaić się do jasności panującej w pokoju, zauważyłam, że wszystkie pięć osób patrzy w moją stronę. Stanęłam jak wryta. Najbliżej mnie siedzący facet miał krowie rogi na głowie i skrzydła anioła, następny był w ubraniu Królewny Śnieżki a zamiast włosów z czoła wystawała mu antenka. Wśród wielu takich stworów znalazłam nareszcie tego, do którego dzisiaj przyszłam. Był ubrany w czarną marynarkę, jaskrawe spodnie i zimowe kozaki. Zawsze się tym odznaczał. Nie wiedział chyba nic o modzie ludzkiej i do czego służą poniektóre ubrania. Gdy przyjrzałam się już każdemu z osobna, usiadłam na szóstym, wolnym miejscu.
-Chciałeś się ze mną widzieć.- zaczęłam, zwracając się do znajomego.
-Owszem, moja kochana. Wiem, że dzisiejszy wystój mógł Cię trochę przestraszyć. Dość długo stałaś w przejściu z otwartą buzią. – opowiedział z ironicznym uśmieszkiem.
Dopiero po tych słowach przypomniałam sobie, że nie kontrolowałam swojego zachowania gdy przyglądałam się wnętrzu. Miałam nadzieję tylko, że nie mówiłam nic głośno.
-Czas abyś wypełniła swój obowiązek. Twój czas już nadszedł i musisz skończyć z ludzkim życiem, skończyć ze swoją przyszywaną rodziną i podążać moimi ścieżkami. Czas Cię przemienić. Victorio.
Wiedziałam, że kiedyś te słowa zostaną wypowiedziane, ale nie teraz, nie teraz gdy znalazłam dla siebie miejsce w tym świecie. Poszłam do dobrej szkoły, założyłam kapele z koleżankami i zakochałam się z wzajemnością. Nie może mi tego teraz zabrać. Zanim zdążyłam podjąć dyskusje o przełożeniu tego jeszcze na 5 może nawet 10 lat, jedna ze ścian runęła. Pod wpływem wybuchu spadłam z krzesła. W powietrzu zamiast zapachu zgnilizny było czuć skoszoną trawę, stare książki i moją perkusję stojącą w garażu, przesiąkniętą odrobiną soku pomarańczowego, który kiedyś przypadkowo wylałam. Z pyłu wyłoniły się trzy sylwetki. Jedna z nich ruszyła w stronę dziwnych mężczyzn, którzy wcześniej siedzieli przy stole, a teraz prawdopodobnie się wymykali. Z oczu poleciały mi łzy, pył był tak drażniący, że musiałam przymknąć oczy. Usłyszałam drugi wybuch, jakby kolejna ściana została roztrzaskana. Byłam śmiertelnie przerażona, co to mogło oznaczać? Czy ktoś chciał skrzywdzić mnie, czy może mojego znajomego i jego kumpli? Gdy tak leżałam nieruchoma na podłodze głową w dół kompletnie wyłączyłam słuch zamykając się w sobie i tworząc barierę wokół. To był jeden z moich ulubionych talentów. Gdy tylko chciałam mogłam zbudować tarczę, która chroni mnie przed innymi ludźmi, nie widzą mnie, nie mogą dotknąć. Jedyne co możne pomóc im znaleźć moje położenie jest dźwięk. Leżałam tak przez jakiś czas. Bałam się podnieść głowę i spojrzeć czy dziwni ludzie zostali zabici, czy ludzie niszczący ściany już sobie poszli i czy jestem tutaj sama. Nagle, poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię. Wrzasnęłam, ponieważ byłam pewna, że moja tarcza ochronna nie pozwala nikomu na widzenie mnie a co dopiero dotknięcie. Ręka, która przed chwilą spoczywała na ramieniu znalazła się z szybkością światła na moich ustach, tłumiąc w ten sposób krzyki. Znalazłam w sobie odwagę i spojrzałam w górę. Kucał przy mnie brunet o niewyobrażalnie bladej cerze. Był ubrany w długie, czarne skórzane spodnie, czarny podkoszulek a do ramienia miał przywiązany wielki miecz. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to, że owy chłopak pochodzi z jakiejś sekty, ale później gdy koszulka się podwinęłam zobaczyłam masę czerwonych blizn a do paska od spodni były przymocowane różne groźne narzędzia. Pomimo swojego groźnego, niecodziennego wyglądu jego uśmiech był pełny radości i sympatyczności.
-Kim jesteś?- spytałam.


2 komentarze:

  1. Krytykę może zostawię na inny raz, lecz dzisiaj na zachętę postanowiłam, iż skupię się jedynie na pozytywnych aspektach. Fabuła żywa i trzymająca w napięciu, nie ma lejących się flaków z olejem. Wszystko ma odpowiednie tempo i energię, co wskazuję na wysoką jakość Twego dzieła. Jest bezwietrznie. Nie wieje nic a nic amatorszczyzną. Przeczyatłam z zaintrygowaniem do samego końca i nie mogę się już doczekać części następnej. 9.9999/10 ! Bravissimo!
    Pozdrawiam.
    S.F.

    OdpowiedzUsuń
  2. DAWAJ MI NASTĘPNĄ CZĘŚĆ BO CIĘ ZJEM !!!
    Nie no dobra, nie zjem bo kto by mi pisał ? Trzyma ta notka w napięciu, oj trzyma. W wolnej chwili zapraszam do mnie http://zagubionaopowiadanie.blogspot.com/
    i proszę zkomentuj :3

    OdpowiedzUsuń