środa, 23 kwietnia 2014

IV część



-Cześć !- wykrzyknęła- Jestem Camille.
-Cześć. – odpowiedziałam z lekkim zmieszaniem.
-Masz ochotę na coś? Łososia z sosem mięsnym, budyń czekoladowy z krewetkami, zupę z jagnięciny czy może makaron z pasztetem?
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Nie chciałam robić jej przykrości, ale też nie zamierzałam wziąć ani jednego kęsa tego co zaproponowała. Słysząc moje myśli Raziel odpowiedział za mnie:
-Nie jest głodna. Gdy się obudziła podałem jej gorącą zupę. – uśmiechnął się miło do służki i wyprowadził mnie z kuchni.
-Dziękuję. – odpowiedziałam.
-Dlaczego nie chciałaś nic z tych rzeczy? Przecież wiem, że jesteś bardzo głodna.
Zaskoczyło mnie to pytanie. Czy oni jedzą tylko takie mieszanki? Zanim uświadomiłam sobie, że Raziel przecież czyta mi w myślach zaczął się głośno śmiać. Nie rozumiałam z czego, nikt nic śmiesznego nie powiedział a moje pytania też nie były zabawne. Ponownie wziął moją rękę i zaczął prowadzić korytarzem. Po upływie około minuty nareszcie się opanował i zaczął tłumaczyć.
-Nie jemy tego co ludzie. My pijemy tylko i wyłącznie taki jakby .... hmm koktajl. Camille nie zna się na ludzkiej kuchni a przez to, że nie mamy pewności kim naprawdę jesteś chciała Ci jakoś umilić czas spędzony tutaj. Z twoich myśli wyczytałem, że zupełnie pomieszała różne składniki. –uśmiechnął się.
Było w nim coś innego, coś czarującego. Z jednej strony był bardzo do mnie podobny z drugiej zupełnie inny. Przypominając sobie o czytaniu w myślach postanowiłam skupić mój wzrok na drzwiach przed nami, na których korytarz się kończył.  Z twarzy mojego towarzysza uśmiech chyba nigdy nie znikał, lecz teraz gdy znajdowaliśmy się już przy wyjściu jego mina trochę zbledła. Otworzył powoli drzwi i przepuścił mnie. W pokoju było ponuro, łóżko stojące na środku, ozdobione wielkim baldachimem było niepościelone i leżały na nim wielkie sterty książek i przeróżnych map. Jedyne malutkie okienko zasłaniała szafa tak, że tylko po bokach wymykały się spod niej cieniutkie promyczki Słońca. Pomieszczenie było małe. Raziel machnięciem ręki zachęcił mnie abym usiadła. Więc przenieśliśmy się z łóżka szpitalnego na dość brudne i niechlujne.
-To mój pokój. Ostatnio byłem zajęty poszukiwaniem Ciebie no i ... nie miałem czasu na sprzątanie.- w geście bezradności podrapał się po karku i zrobił skwaszoną minę.
-Nie ma sprawy. – odpowiedziałam, dodając mu trochę otuchy.
-Jest wiele pytań które chciałabyś zadać, prawda? Skąd wiem kim jesteś? Skąd Cię tak dobrze znam? Skąd Ty i ja mamy dary, których nie posiada nikt ze świata ludzi? Chciałbym Ci na nie wszystkie odpowiedzieć, ale poznasz prawdę dopiero gdy przyjdzie na to czas.
-Przyjcie czas? To znaczy kiedy? Za rok, tydzień, godzinę? – spytałam.
-Nie mam pojęcia.- uśmiechnął się wesoło.
Byłam dla niego z jednej strony zagadką a z drugiej mógł przewidzieć każdy mój ruch. Jego brąz loki spadały mu na policzki, było widać, że od wielu dni powinien ściąć włosy. Odgarnęłam mu jeden kosmyk z oczu i zarzuciłam za ucho. Czułam jak pieką mnie policzki. Nie wiem skąd we mnie się brała taka chęć dotyku jego skóry, mięśni. Chciałam stać się jego częścią. Ledwo się znaliśmy i zdrowy rozsądek kazał mi przestać, to nie było w moim stylu. Jednak coś zawładnęło moim ciałem i przywarłam do niego. Zdziwiony jęknął z głębokości gardła. Nie chciałam ckliwych pocałunków, chciałam namiętności. Szybko rozchyliłam wargi i powędrowałam rękami po jego plecach. Wciąż wstrząśnięty Raziel siedział bez ruchu. Po paru chwilach gdy już nie mogłam złapać oddechu, szybkim ruchem odepchnął mnie. Wiedziałam, że to zrobi jednak nie spodziewałam się aż takiego gniewu i siły. Uderzyłam głową o ścianę z cegły i powoli nogi zaczęły się pode mną uginać. Kształty straciły ostrość i twarz mojego towarzysza zrobiła się czarna. Teraz w stanie na pół przytomności uświadomiłam sobie, że ktoś zawładnął moim ciałem i nie miałam wpływu na to co się przed chwilą stało.  Zanim odpłynęłam usłyszałam tylko bardzo wstrząśnięty głos Raziela:
-Powinienem powiedzieć Ci to wcześniej, ale jesteśmy rodzeństwem. Stąd Cię znam od urodzenia, śledziłem Cię i broniłem, bo bałem się o Ciebie. Jesteś moją siostrą.

środa, 16 kwietnia 2014

III część



-Mogłabyś powiedzieć coś w końcu na głos? Nasza rozmowa byłaby bardziej normalna gdybyś mogła mi POWIEDZIEĆ coś , nie musiałbym wtedy jak idiota czytać w twoich myślach i gadać no cóż jakby sam do siebie.
To znaczy, że czytasz w moich myślach?- pomyślałam.
-Tak. – zaśmiał się- Proszę mów na głos.
-Skąd masz tą zdolność? Gdzie jestem? Co się stało w tamtym lokalu, który wysadziłeś? Kto umył mi buty? I skąd mnie znasz skoro ja Ciebie nawet nie kojarzę z widzenia?
Wszystkie te pytania tłukły mi się po głowie i nie mogłam się już doczekać na nie odpowiedzi. Raziel uśmiechnął się lekko i zaczął wszystko wyjaśniać.
-Jesteś w moim domu. W domu, w którym mieszka wiele osób, jednakże ostatnio wszyscy wyjechali i zostało nas trzech. Ja, mój brat Haniel i siostra Gabriella. Budynek ten zwie się Fortecą. Ma ponad sto pomieszczeń, nie raz się w nim zgubiłem, więc lepiej gdy będziesz się trzymać blisko mnie. Buty umyła Ci nasza służka Camille. Strasznie nie lubi brudu i nie mogła pozwolić, żebyśmy przywlekli Cię tutaj w brudnych butach, ale nie martw się ubrań nie praliśmy. – uśmiechnął się szelmowsko- Gdy wyburzyliśmy ściany wiedzieliśmy, że jesteś w środku. Już od jakiegoś czasu śledziliśmy Cię. Gabriella w nocy, Haziel w ciągu dnia a ja odkąd tylko pamiętam byłem przy Tobie. Nie bój się mnie, zawsze starałem się aby nie stała Ci się krzywda. Broniłem przed brutalami w ciemnych zaułkach, rozpieszczonymi dziećmi w szkołach, nawet w domu kiedy przyszywany tato wracał pijany i chciał zrobić Ci krzywdę, byłem tam i broniłem Cię.
Słuchając o tacie, który nie zdawał sobie sprawy z tego, że każdego wieczoru chciał mnie bić, spłynęła mi łza. Powoli ześlizgiwała się z kącika oka na policzek aż dłoń zatrzymała ją w połowie drogi. Raziel wytarł mój policzek. Zobaczyłam w jego nieziemskiej twarzy pewną rozpacz, jakby to wszystko co się stało było jego winą, ale wiedziałam że to nieprawda. Wziął mnie za rękę i wyprowadził z ciemnego, malutkiego pokoju na ogromny, podłużny korytarz, którego końca nie było widać. Po obu stronach były porozwieszane malutkie lampy. W przerwach, pomiędzy nimi znajdowały się ogromne portrety, słynnych ludzi takich jak Fryderyk Chopin, Mozart, William Szekspir. Po chwili zastanowienia mój towarzysz pociągnął mnie za rękę i poszliśmy wzdłuż lekko przerażającego korytarza. Szliśmy tak i szliśmy. Mijaliśmy co chwilę kolejne pokoje. Zazwyczaj uwielbiałam ciszę, była kojąca i czasami mogła wyrazić więcej niż niektóre słowa. Jednakże w takiej sytuacji musiałam znaleźć temat do rozmowy. Raziel ciągle ciągnął mnie za rękę i nawet nie rzucił na mnie spojrzeniem, choć takim krótkim.
-Nawet nie spytasz jak mam na imię? Ile mam lat, albo chociażby skąd jestem? –spytałam lekko oburzona.
-Nazywasz się Victoria. Masz 17 lat. Nie wiesz do końca gdzie się urodziłaś, nie wiesz nawet w jakim miesiącu. Pamiętasz tylko zdarzenia od 10 roku życia. Nigdy nikomu się z tego nie zwierzałaś i starałaś się o tym nie myśleć.
-Ale... ale skąd w takim razie Ty o tym wiesz?
-Mówiłem, że jestem z Tobą odkąd pojawiłaś się na tym świecie, a skoro czytam w myślach to przez te 17 lat zdążyłem już sporo się dowiedzieć. – po raz pierwszy odkąd wyszliśmy na korytarz spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
Miał równe, bialutkie zęby. Dołeczki na policzkach i bardzo charakterystyczną bliznę w kształcie psa w okolicach prawego obojczyka. Pojawiała mi się taka gdy używałam swoich talentów między innymi tworzenia bariery.
-Skąd masz tą bliznę? – spytałam wskazując palcem na obojczyk chłopaka.
-Od urodzenia. Wiem, że ją kojarzysz. Wiem, że też taką masz, gdy używasz swoich mocy.
Nie miałam odwagi już pytać się o wiele innych pytań, które nasuwały mi się z prędkością światła. Widząc moje zmieszanie Raziel ruszył dalej. Trzymałam się blisko, ponieważ dopiero teraz zauważyłam, że nie pamiętam nawet skąd wyszliśmy i ile pokoi już minęliśmy. W pewnym momencie chłopak skręcił w prawo i kopniakiem otworzył drzwi. W pokoju było jasno. Pod jedną ścianą stał rząd blatów kuchennych, naprzeciwko wejścia znajdowała się ogromna lodówka a na lewo dwa piekarniki i stół na dziesięć osób. Przed twarzą pojawiła mi się szczupła twarz blondynki o niebieskich oczach, która uśmiechała się od ucha do ucha.
-Cześć !- wykrzyknęła- Jestem Camille.

sobota, 12 kwietnia 2014

II część



-Kim jesteś?- spytałam.
-W tej chwili to nie jest najważniejsze. Ważne jest to, że chcę Ci pomóc. Dasz radę sama wstać?- jego twarz była bardzo poważna a wzrok jakby nieobecny.
Nie chciałam pomocy. Byłam twarda i żaden zwykły człowiek nie będzie mi pomagał. Byłam lepsza niż ludzie, byłam inna. Podparłam się na łokciu i ukucnęłam. Moje płuca przeszył niewyobrażalny ból i zaczęłam pluć krwią. Chłopak znalazł się przy mnie gdy tylko zdążyłam mrugnąć, chwycił mnie powoli za ramiona i położył z powrotem na ziemię.
-Poczekaj tutaj chwilę i nie próbuj wstawać!- wykrzyknął i ruszył w pył.
Myślałam, że głowa mi zaraz eksploduje. Podciągnęłam sweter do góry i zobaczyłam wielkiego siniaka ciągnącego się od piersi aż do okolic pępka. Gdy już miałam zemdleć z bólu, mignęły mi przed oczami sylwetki trzech ludzi. Przykucnęły obok mnie, jedną z nich był ten przystojny brunet, który przed chwilą położył mnie na ziemi a dwóch innych nie rozpoznałam. Tajemniczy chłopak pochylił się nade mną i poczułam lekkie ukłucie w nadgarstek po czym pochłonęła mnie ciemność.
                                                                ***
Najpierw pojawiała się moja mama, potem koleżanki z zespołu śmiejące się ze mnie. Na końcu z kolorowego pyłu wyłonił się mega przystojny brunet, ubrany na czarno, uśmiechający się do mnie dowcipnie. Te trzy obrazu przewijały mi się już od jakiegoś dłuższego czasu. Wiedziałam tylko, że leże na czymś miękkim. Bałam się otworzyć oczy, nie wiedziałam jakie zamiary ma ten kto mnie tu przeniósł. Usłyszałam głosy, jakby z końca tunelu, były bardzo niewyraźne, jednak całą swoją siłą postanowiłam zrozumieć co mówią. Za wszelką cenę musiałam się dowiedzieć o co chodzi i gdzie jestem.
-Nie wiem czy Mistrz chciałby ją zmienić w jednego z nich. Wygląda mi na zwykłą dziewczynę, która ma swoje życie i znalazła się w tym budynku przez przypadek. – powiedziała kobieta. Jej głos był niebywale uspokajający. Od razu poczułam się bezpieczniej.
-Nie wydaje mi się Gabi. Gdy ją dotknąłem była bardzo zszokowana, jakby myślała, że nikt jej nie może dotknąć. Może i wygląda na zwykłą, ale ja wiem. Wiem, co myśli i wiem co wie. Ona jest Zagubioną.
Więcej już nie zdołałam usłyszeć. Zabrakło mi siły. Poczułam, że spadam w otchłań aż w końcu łapią mnie chłopięce, umięśnione ręce i ciągną do góry.
                                                                      ***
-Witamy wśród żywych.- powiedział znany mi już z wyglądu chłopak, który mnie uratował. Był bardzo radosny i patrzył na mnie jak na swoje arcydzieło.
-Gdzie jestem?- spytałam twardo. Podparłam się na łokciu i próbowałam usiąść jednak moje próby nie dawały skutków. Widząc to, brunet podszedł do mnie i pomógł mi. Jego skóra była wyjątkowo szorstka. Jedną ręką chwycił mnie w pasie a drugą przytrzymał głowę i pociągnął mnie. Widziałam same kolorowe plamki przed oczami przez zbyt szybkie wstanie. Poczułam jak materac zapada się pod ciężarem mojego pomocnika. Usiadł przy mnie i patrzył z zainteresowaniem prosto w moje oczy. Poczułam się dość skrępowana natarczywym spojrzeniem. I szybko spuściłam głowę, patrząc się na swoje buty. Zobaczyłam, że ktoś mi je wyczyścił. Jeszcze do niedawna były uwalone błotem, stara żółta guma zrobiła się biała a czarny stary, poszarpany materiał, wyglądał jak nowy. Zawsze lubiłam moje dość zniszczone trampki, ale jak zobaczyłam ich nowszą wersję porzuciłam dawne przekonanie.
-Mi też się wydaję, że teraz wyglądają lepiej.
Bardzo się zdziwiłam. Skąd wiedział o czym myślę? Nie prowokowałam do rozmowy chociaż miałam tyle pytań do zadania. Gdzie jestem? Kim on jest? I co się stało przed paroma godzinami?
-Jesteś bezpieczna. Nazywam się Raziel a o tym co się stało wolałbym teraz nie mówić.
Zapomniałam już o tym, że miałam nie patrzeć mu w twarz. Podniosłam powoli głowę i tuż przy mojej pojawiła się jego. Nadal patrzył na mnie, jak na jakieś swoje dzieło. Coś co udało mu się stworzyć po wielu próbach i wyszło doskonałe.
-Nie bój się mnie.- powiedział z wielkim sympatycznym uśmiechem na twarzy.- Znam Cię odkąd tylko się pojawiłaś na tym świecie. Jesteś mi bardzo bliska, ale nie mówmy już tyle o mnie. Co u Ciebie?
Zamurowało mnie. Leżałam przez nie wiem ile w miejscu którego nie znam, nie wiem dlaczego się tutaj znalazłam i kim on jest, a pyta mi się co u mnie?
-Mogłabyś powiedzieć coś w końcu na głos? Nasza rozmowa byłaby bardziej normalna gdybyś mogła mi POWIEDZIEĆ coś , nie musiałbym wtedy jak idiota czytać w twoich myślach i gadać no cóż jakby sam do siebie.

piątek, 11 kwietnia 2014

I część



Nigdy nie lubiłam ciemnych zaułków. Być może to przez filmy i książki straszące przed niezwykłymi istotami, albo psychopatami. Dzisiaj musiałam pójść do miejsca, które przerażało mnie jak jeszcze nic innego. Ciemna uliczka zaczęła powoli się zwężać a światła latarni z głównej ulicy były coraz bledsze. Przed sobą widziałam tylko ciemność. Po paru minutach nie widziałam nic. Szłam przytrzymując się ścian budynków, żeby nie zabłądzić. W końcu poczułam znajomy odór zgnilizny i metalowe drzwi pod opuszkami palców . Dobrze wiedziałam jak je otworzyć. Gdy byłam tu po raz pierwszy dostałam klucz. Od tego czasu noszę go przypiętego do bransoletki, ponieważ nie chciałam go zgubić, a może po prostu się bałam. Zdjęłam biżuterię z ręki i powoli otworzyłam drzwi. W środku było ciemno, tylko gdzieś w oddali było widać lekką poświatę. Z lekkim wahaniem ruszyłam w stronę światła. Zawsze gdy tutaj przychodziłam pokój wyglądał trochę inaczej, ale dzisiaj nie przypominał tego co zawsze widywałam. Na środku stał okrągły, drewniany stół a wokół postawiono sześć krzeseł. Pięć było zajętych. Lekki blask wydobywał się ze świecznika postawionego na środku. Gdy tylko zdążyłam przyzwyczaić się do jasności panującej w pokoju, zauważyłam, że wszystkie pięć osób patrzy w moją stronę. Stanęłam jak wryta. Najbliżej mnie siedzący facet miał krowie rogi na głowie i skrzydła anioła, następny był w ubraniu Królewny Śnieżki a zamiast włosów z czoła wystawała mu antenka. Wśród wielu takich stworów znalazłam nareszcie tego, do którego dzisiaj przyszłam. Był ubrany w czarną marynarkę, jaskrawe spodnie i zimowe kozaki. Zawsze się tym odznaczał. Nie wiedział chyba nic o modzie ludzkiej i do czego służą poniektóre ubrania. Gdy przyjrzałam się już każdemu z osobna, usiadłam na szóstym, wolnym miejscu.
-Chciałeś się ze mną widzieć.- zaczęłam, zwracając się do znajomego.
-Owszem, moja kochana. Wiem, że dzisiejszy wystój mógł Cię trochę przestraszyć. Dość długo stałaś w przejściu z otwartą buzią. – opowiedział z ironicznym uśmieszkiem.
Dopiero po tych słowach przypomniałam sobie, że nie kontrolowałam swojego zachowania gdy przyglądałam się wnętrzu. Miałam nadzieję tylko, że nie mówiłam nic głośno.
-Czas abyś wypełniła swój obowiązek. Twój czas już nadszedł i musisz skończyć z ludzkim życiem, skończyć ze swoją przyszywaną rodziną i podążać moimi ścieżkami. Czas Cię przemienić. Victorio.
Wiedziałam, że kiedyś te słowa zostaną wypowiedziane, ale nie teraz, nie teraz gdy znalazłam dla siebie miejsce w tym świecie. Poszłam do dobrej szkoły, założyłam kapele z koleżankami i zakochałam się z wzajemnością. Nie może mi tego teraz zabrać. Zanim zdążyłam podjąć dyskusje o przełożeniu tego jeszcze na 5 może nawet 10 lat, jedna ze ścian runęła. Pod wpływem wybuchu spadłam z krzesła. W powietrzu zamiast zapachu zgnilizny było czuć skoszoną trawę, stare książki i moją perkusję stojącą w garażu, przesiąkniętą odrobiną soku pomarańczowego, który kiedyś przypadkowo wylałam. Z pyłu wyłoniły się trzy sylwetki. Jedna z nich ruszyła w stronę dziwnych mężczyzn, którzy wcześniej siedzieli przy stole, a teraz prawdopodobnie się wymykali. Z oczu poleciały mi łzy, pył był tak drażniący, że musiałam przymknąć oczy. Usłyszałam drugi wybuch, jakby kolejna ściana została roztrzaskana. Byłam śmiertelnie przerażona, co to mogło oznaczać? Czy ktoś chciał skrzywdzić mnie, czy może mojego znajomego i jego kumpli? Gdy tak leżałam nieruchoma na podłodze głową w dół kompletnie wyłączyłam słuch zamykając się w sobie i tworząc barierę wokół. To był jeden z moich ulubionych talentów. Gdy tylko chciałam mogłam zbudować tarczę, która chroni mnie przed innymi ludźmi, nie widzą mnie, nie mogą dotknąć. Jedyne co możne pomóc im znaleźć moje położenie jest dźwięk. Leżałam tak przez jakiś czas. Bałam się podnieść głowę i spojrzeć czy dziwni ludzie zostali zabici, czy ludzie niszczący ściany już sobie poszli i czy jestem tutaj sama. Nagle, poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię. Wrzasnęłam, ponieważ byłam pewna, że moja tarcza ochronna nie pozwala nikomu na widzenie mnie a co dopiero dotknięcie. Ręka, która przed chwilą spoczywała na ramieniu znalazła się z szybkością światła na moich ustach, tłumiąc w ten sposób krzyki. Znalazłam w sobie odwagę i spojrzałam w górę. Kucał przy mnie brunet o niewyobrażalnie bladej cerze. Był ubrany w długie, czarne skórzane spodnie, czarny podkoszulek a do ramienia miał przywiązany wielki miecz. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to, że owy chłopak pochodzi z jakiejś sekty, ale później gdy koszulka się podwinęłam zobaczyłam masę czerwonych blizn a do paska od spodni były przymocowane różne groźne narzędzia. Pomimo swojego groźnego, niecodziennego wyglądu jego uśmiech był pełny radości i sympatyczności.
-Kim jesteś?- spytałam.